- Inauguracja roku szkolnego 2009/2010
- IX Marsz Żywej Pamięci Polskiego Sybiru
- Spotkanie modzieży w Serpelicach
- 70.rocznica agresji sowieckiej na Polskę
- Ocalić od zapomnienia…
- Dzień Edukacji Narodowej
- Ślubowanie gimnazjalistów
- Ślubowanie uczniów klas pierwszych sp
- 91 Rocznica Odzyskania Niepodległości przez Polskę
- Cecyliada 2009
- Katyń 1940r.
- Wyprawa - nie tylko w przeszłość
- Drohiczyn - miasto na drodze?
- Spotkanie opłatkowe
- Spotkanie z mieszkańcami Domu Starców w Nurcu
- Podsumowanie akcji
- WIELKA LOTERIA NA RZECZ ZAKUPU LEKTUR SZKOLNYCH
- W zimowej scenerii
- Szlakiem powstania styczniowego… na saneczkach
- Choinka noworoczna maluchów
- Origami
- Integracyjna wycieczka gimnazjalistów do Białegostoku
- Sybiracy
- Konkurs Palmy Wielkanocnej
- Dzień Ziemi
- Dzień Patrona
- Wyprawa do Dubicz Cerkiewnych
- Wycieczka na Św. Górę Grabarkę
Wyprawa do Dubicz Cerkiewnych
Wszystko dobre, co się dobrze kończy
Dubicze Cerkiewne to wieś gminna w powiecie hajnowskim. Położona w połowie drogi między Hajnówką a Kleszczelami nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest w niej, jak nazwa wskazuje, cerkiew, jest pomnik żołnierza radzieckiego, jest okazała i nowoczesna strażnica. Przede wszystkim jednak jest w niej ośrodek „Bachmaty” – miejsce, które urzeka swoim urokiem i zachęca do powrotu każdego, kto raz tam się pojawił. W okresie wiosenno-letnim nieustannie tętni życiem; pobyt trzeba rezerwować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
W czerwcu każdego roku staram się zabierać tam swoich uczniów, aby wypoczęli po całorocznych trudach. Tym razem pojechały klasy IIIa, IIIb i IIIc pod opieką moją, p. Barbary Sęk, p. Marka Chroma i p. Marcina Sawickiego – razem 36 osób..
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, wyjechaliśmy w czwartek 10 czerwca 2010 o 10.30.. Dzień był upalny (33ºC w cieniu), więc po drodze zatrzymaliśmy się w Orli na lody. Do ośrodka przybyliśmy trochę przed południem. Na miejscu nikomu nie trzeba było niczego tłumaczyć, gdyż zdecydowana większość uczniów przyjechała tam po raz trzeci, a wychowawcy są już traktowani przez obsługę niemal jak starzy znajomi. Zakwaterowanie też odbyło się według tradycyjnych i sprawdzonych zasad; mężczyźni w „Bachmatówce”, a kobiety w „Dworku Polskim” i w „Maciejówce”.
Później też było „normalnie”, a raczej nienormalnie. Dużo śmiechu i hałasu, żartów i psikusów – nierzadko kosztem wychowawców. Słońce prażyło jak w tropikach, więc nie zabrakło straceńców, którzy kąpali się w zalewie; oczywiście w miejscach wyznaczonych, pod opieką wychowawców i na podstawie pisemnej zgody rodziców. Określenie straceńcy odnosi się przede wszystkim do czystości wody, która mieniła się przy brzegach barwami tęczy i niekoniecznie była przejrzysta. Dużym powodzeniem cieszyły się jak zwykle rowery wodne. Tu też trzeba było wykazać się determinacją, gdyż na wodzie słońce dosłownie smaży, a nie opala. Można się było o tym przekonać już wieczorem, kiedy wiara stosowała najprzeróżniejsze sposoby łagodzące skutki zbytniego eksponowania bladej skóry na kąpiel słoneczną. Były też zabawy sportowe. Mecz siatkówki z „tubylcami”, który zakończył się wynikiem niezbyt satysfakcjonującym naszych. Był też mecz piłki nożnej. Miałem niewątpliwą przyjemność bronić bramki zwycięskiej drużyny. Robiłem to raczej z wątpliwym skutkiem; przepuściłem dwie, a może tylko dwie piłki. Pan Marek stał w przeciwnej bramce i bronił dużo efektowniej. Nikt nie mógł jednak tego dnia powstrzymać naszego ataku, w którym niepodzielnie dominował pan Marcin. C’est la vie. Ten mecz zapamiętam jednak głównie z powodu nieprzebranych chmar komarów i muszek, które dosłownie oblepiały spoconych zawodników i boleśnie cięły.
Wieczorem rozpaliliśmy ognisko. Płonęło przez całą noc. Przez całą też noc kwitło życie towarzyskie; niekończące się „Polaków rozmowy”, dyskoteka pod gwiazdami, śpiewy, hałasy i gonitwy zdawały się nie mieć końca. A noc czerwcowa była romantyczna, cicha, krótka, bardzo ciepła i gwiaździsta. Kiedy wzeszło słońce i znów zrobiło się gorąco, wielu uczestnikom zabrakło świeżości, siły i zapału do zabawy. Niestrudzony był tylko sprzęt grający Kubusia N., ale i tu zaczęła się wkradać monotonia. Niektóre przeboje zbyt często się powtarzały, co zaczęło nieco irytować wychowawców.
Kiedy gorąco, bezsenność i zmęczenie zbytnio dawały się we znaki, z utęsknieniem zaczęliśmy wyglądać pana Olka (czytaj: autokaru). Na koniec niezbyt małe polewanie; wychowawców też – a jakże – i można było wracać. Tak się wszystkim śpieszyło do domu, że na pożegnalne lody poszliśmy dopiero w Boćkach. Dużo by można jeszcze napisać, ale to i tak nie oddałoby atmosfery tamtych chwil – pięknych chwil ze wspaniałą ekipą. Kto był, ten wie; kto nie był, niech żałuje.
Na koniec gorące słowa podziękowania. Dla młodzieży, która nie przyniosła wstydu swoim zachowaniem; dla opiekunów za troskę, trud bezsenności i odpowiedzialność; dla pana Olka za bezpieczny przewóz i przede wszystkim dla pana Wójta za gratisowy transport – dzięki temu mogłem uczniom zwrócić część pieniędzy. Przydały się, jak znalazł – widziałem to po ich minach. A ty, drogi czytelniku, resztę zobaczysz na dołączonych fotografiach.
Jan Rzepniewski – wychowawca klasy IIIa